autor:
Duszyczka Gosia L.
*****
Między
Miłosierdziem a
pobłażliwością
W
Kościele katolickim obchodzimy Rok Miłosierdzia Bożego. Jego przesłanie
każe
nam być miłosiernymi do wobec naszych bliźnich – także wobec
tych, którzy życzą
nam źle lub źle wobec nas postępują. W Piśmie Świętym czytamy o
miłosiernym
Samarytaninie, Szymonie Cyrenejczyku, Weronice i Dobrym Łotrze. Te
postaci są
dla nas wzorem pochylenia się nad bliźnim, ale także wzorem
miłosierdzia wobec
samego Boga. Byli oni otwarci na cierpienie. Czy jesteśmy w tym samy
stopniu
otwarci i próbujemy ulżyć?
Codziennie słyszymy
w telewizji o
uchodźcach z Syrii, przy czym coraz częściej o tym, że musimy być
„odgórnie”
miłosierni dla nich – przyjmować ich w Polsce tylko dlatego,
że są uchodźcami, dać
mieszkanie i wyżywienie. Sprawą oczywistą jest pomoc ludziom
prześladowanym,
poniewieranym, bitym, ubiegającym się o azyl polityczny. Mniej
oczywiste jest
to w obliczu awantur, wywoływanych przez samych uchodźców
(słynne już ekscesy w
Sylwestra na terenie Niemiec) czy w obliczu tego, że po przyjeździe do
bezpiecznego dla nich kraju w pierwszej kolejności chcą oni doładować
telefon,
a nie pytają, gdzie jest jadalnia czy punkt medyczny. Dotyczy to także
rodzin z
małymi dziećmi.
Drugą sprawą,
nurtującą Polaków, jest
traktowanie Ukraińców, przyjeżdżających do Polski. Nie można
ich nazwać
uchodźcami – chociaż na Ukrainie trwa wojna. W ciągu
ostatniego roku status
uchodźcy otrzymało w Polsce kilku Ukraińców. Inną sprawą
jest sprowadzenie tu
Polaków z Donbasu, czemu nawet na Ukrainie się nikt nie
dziwi, widząc, że
Polska ratuje swoich rodaków przed agresją rosyjską. To
miłosierdzie, ale i
pragmatyzm. Nie ma co kryć, Polska się wyludnia, coraz więcej
Polaków wyjeżdża
na Zachód, są takie grupy zawodowe, w których
brakuje rąk do pracy. Ukraińcy
pracują np. na budowach, a Ukrainki – jako opiekunki
osób starszych, kelnerki
czy pomoc domowa. Wszyscy starają się jak najdłużej utrzymać w swojej
pracy
(także tej na czarno) i jak najwięcej odłożyć, żeby przesłać rodzinie
– za
jedną złotówkę na Ukrainie można otrzymać ponad 6 hrywien.
Średnia pensja waha
się w granicach od 4000 do 8000 hrywien – wynika z tego, że
jej równowartość nie
przekracza 2 tys. złotych (to pod rozwagę tym, którzy ciągle
biadolą, że w
Polsce jest źle). Ci, którzy dają Ukraińcom pracę,
rzeczywiście są miłosierni,
ale i pragmatyczni – Ukraińcy bardzo chcą pracować i często
godzą się na
stawki, na które Polacy kręcą nosem. Nie znam żadnego
przypadku Ukraińca,
proszącego w Polsce o zasiłek (Ukraina nie jest krajem UE). Gdyby
Ukraińcy otrzymali
na drugie i kolejne dziecko 500 złotych (3000 hrywien), skakaliby z
radości:) –
to dla tych, którzy się skażą, że to za mało.
Ufamy w
Miłosierdzie Boże, staramy się
być miłosierni wobec bliźnich, nie znaczy to jednak, że musimy być
pobłażliwi.
Chrystus nie potępił grzesznicy – jednak nie zachował się
wobec niej
pobłażliwie, gdyż kazał odejść i nie grzeszyć. Nie jesteśmy pobłażliwi,
gdy
upominamy uchodźcę, bijącego kobietę na ulicy, Ukraińca, okazującego
demonstracyjne poparcie dla kultu OUN-UPA, sąsiada, który
się całymi dniami
awanturuje, dziecko, które przeklina. Być miłosiernym
– to pochylać się nad
cierpieniem i współczuć, starać się ulżyć i
pomóc. Nie być pobłażliwym – to nie
potępiać, ale zwracać uwagę, pomagać w stawaniu się lepszym, we
wzrastaniu w
świętości.
Gdy prosimy Jezusa
o to, by był
miłosierny dla nas, pytajmy samych siebie: czy my też jesteśmy
miłosierni, czy,
prosząc kogoś o wybaczenie, sami jesteśmy gotowi przebaczyć. Ten rok
jest
wspaniałą okazją do czynienia wszelkich uczynków
miłosierdzia. Bierzmy sobie za
przykład Pana Jezusa, który prosił Ojca o to, by przebaczył
oprawcom.
Niekoniecznie jednak wygląda na to, że był wobec nich pobłażliwy
– uważał, że
„nie wiedzą, co czynią”. Próbując ulżyć
chorym, cierpiącym, potrzebującym
pomocy, nie bądźmy pobłażliwi wobec złodziei, oszustów,
kłamców i
krzywoprzysięzców. Upominajmy ich, sterajmy się pokazać, że
Bóg ich kocha –
wystarczy wkroczyć na drogę oczyszczenia, pojednania z Bogiem i ludźmi.
Niech tegoroczny
Wielki Post uczy nas
Miłosierdzia, otwarcia na innych, współczucia i empatii.
Uczmy się też bycia
pomocnikami Chrystusa w budowaniu Królestwa Bożego, opartego
na zwalczaniu zła
dobrem.
Duszyczka
Irenka
*****
autor:
Duszyczka Gosia L.
*****
autor:
Duszyczka Gosia L.
*****
Nocą modlił się w
Ogrodzie Oliwnym
sam na sam z aniołem
jak z dziewczynką w
bieli
Trzej najbliżsi
wybrani zasnęli
(ks. Jan Twardowski)
Wspierać Jezusa
Moglibyśmy
uważać, że Pan Bóg naszego
wsparcia nie potrzebuje, bo jest Wszechmogący i sam sobie poradzi.
Nieprawda.
Gdyby tak było, nie czułby się samotny ani w Ogrodzie Oliwnym, ani pod
Krzyżem.
W Ogrójcu uczniowie posnęli, a pod Krzyżem –
rozproszyli się –
pozostała tylko
Matka i św. Jan.
Nadal
się wielu ze mną nie zgodzi – śmierć Pana Jezusa była dawno,
wiadomo,
że
zmartwychwstał i po co tu mówić o wspieraniu Boga, gdy
ledwie starcza
do
pierwszego i nie każdy ma jakąkolwiek pracę (nie mówiąc o
etacie).
Ludzie
często nie mają co włożyć do garnka, nie mówiąc o kupowaniu
nowych
ubrań i
mebli. Kryzys. Czy na pewno musi on dotyczyć także naszej wiary?
Nadszedł
Wielki Post i nadarzy się wiele okazji, by wspierać Pana Boga. Jak?
Najpierw
modlitwą, uczestnicząc w Drodze Krzyżowej i w nabożeństwie Gorzkich
Żali,
odmawiając Tajemnice Bolesne Różańca czy Litanię do
Najdroższej Krwi
Chrystusa
Pana. Można też częściej czytać Pismo Święte, prasę religijną,
pójść do
kościoła na Mszę św. w tzw. „zwykły dzień”. Może
niektórzy wreszcie
zaczną się
interesować życiem Kościoła (przeczytałam niedawno, że nie wszyscy
wiedzą, kim
był śp. Prymas Senior Józef Glemp –
niektórzy uważają, że był aktorem.
Nie
wykluczam jednak, że te osoby nie wiedzą nawet, jak on wyglądał).
Wspierajmy
Pana Boga przez post. Nie chodzi tu tylko o to, żeby nie jeść mięsa w
piątek
czy także w środę (uważaną za dzień zdrady Pana Jezusa przez Judasza),
czy żeby
w ogóle jeść mniej. Nie chodzi też o to, żeby się ograniczyć
tylko do
zrezygnowania z zabaw – spróbujmy zrezygnować z
tego, co nam sprawia
przyjemność – ze słodyczy, słuchania głośnej muzyki,
oglądania
godzinami byle
czego i byle kiedy w telewizji, z siedzenia przed komputerem i grania w
gry.
Można podjąć jakieś konkretne postanowienia – że np. jemy
słodycze w
niewielkich ilościach i tylko w niedzielę (osoby pracujące umysłowo
mnie
zrozumieją – potrzebujemy kalorii, żeby mózg
lepiej funkcjonował), a
zaoszczędzone pieniądze odkładamy.
I tutaj
sprawa trzecia – jałmużna. Nie chodzi o to, żeby chodzić po
ulicach i
szukać,
czy ktoś nie stoi i nie żebrze (zamiast pieniędzy często jest lepsza
drożdżówka
i kubek kawy czy herbaty). Chodzi o to, żeby się umieć podzielić. Swoim
czasem
– ofiarując go innym, zdolnościami – służąc innym,
umiejętnościami i
talentami
– pomagając innym. Pomóżmy starszej sąsiadce w
zrobieniu zakupów (jest
to też
czas wspierania naszych starszych rodziców czy
teściów), koledze, który
nie
radzi sobie z projektem, pomóżmy go wykonać. Udzielmy dobrej
rady
koleżance,
borykającej się z problemem rodzinnym. Dziecku sąsiadki,
które opuściło
się w
nauce, wytłumaczmy to, co umiemy najlepiej (matematykę, fizykę, język
polski
czy chemię). Nie odmawiajmy pomocy, jak ktoś nas poprosi. Ofiarujmy też
modlitwę w intencji tych, którzy są chorzy,
którzy cierpią i za tych,
którzy
się wcale nie modlą, bo nie chcą i zapomnieli…
Jałmużna
– to także oddanie 1% swego podatku na cele społeczne i
charytatywne.
Nasza
strona zachęca do tego, by się dzielić z konkretnymi osobami czy
instytucjami.
Szczególnie dotyczy to osób ciężko chorych i
małych dzieci – albo
pracują
dorywczo albo wcale nie pracują (dziecko nie zarobi na swoje
utrzymanie, a
potrzebuje leczenia).
Modlitwa,
post, jałmużna pomogą nam się zbliżyć do Boga i pomóc
realizować Jego
dzieło
zbawienia. Mówi On przecież: „Cokolwiek
uczyniliście jednemu z tych
najmniejszych – Mnieście uczynili”. Pan Jezus
odczuje, że nie jest
samotny.
Towarzyszmy Mu w Ogrójcu, wtedy, gdy będzie biczowany i
koronowany
cierniem,
wtedy, gdy będzie upadał pod Krzyżem i gdy zawiśnie na Krzyżu. To
wszystko jest
smutne i bolesne, ale „w Jego ranach jest nasze
zdrowie”. Jeżeli
będziemy z Nim
– nic nam nie będzie straszne i po czterdziestu dniach
umartwienia,
postu,
wspierania Jezusa i innych nadejdzie święta, jakże piękna Niedziela
Zmartwychwstania.
Duszyczka Irenka
*****
Najukochańszy
Jezu!
Piszę
ten list, w
którym
chciałabym wyrazić Ci całą moją miłość do Ciebie!
Wiem, że sobie myślisz:
„dopiero
teraz pisze do mnie – chodź czekam tyle lat na jej
list!”
Mój najukochańszy Jezu! Kiedy
Cię pierwszy raz spotkałam to byłeś taki smutny, że Twoje oczy
poruszyły moje
serce i zrozumiałam, że to ja Cię ranię. A Ty wtedy zapytałeś mnie czy
zostanę
z Tobą na zawsze? Ale czy ja jestem Ciebie godna Panie? Taka
grzesznica, taka
słaba, która nic nie umie, nie potrafi!
Kocham Ciebie Panie ale
ciągle za mało!
Tęsknię za Tobą, za Twoją twarzą
Panie, kiedy tak siedzę w pokoju to
myślę
kiedy znowu Cię zobaczę i spotkam się z Tobą żywym i prawdziwym
przy łamaniu chleba i w
monstrancji podczas
adoracji! Wiem, że jesteś cały czas ze mną i przy mnie chociaż ja nie
zawsze to
czuję.
– To ja, cały czas
oddalam się od
Ciebie Panie. To ja ciągle Ciebie szukam,
biegam i pytam czy
nie widział ktoś Ciebie mojego Ukochanego?
Już byłam na dyskotekach, w
knajpie,
ale Ciebie tam nie ma! Gdzie jesteś Mój Ukochany, co się
stało, że
odszedłeś ode mnie?
–
Czemu mnie
zostawiłeś? Przecież mówiłeś mi, że mnie nigdy nie opuścisz,
a teraz
Cię nie
ma!
- Jestem tu na drodze, jestem
w drugim człowieku, który przechodzi obok ciebie, jestem tu
w kościele,
jestem zawsze
z tobą.
- Ale mówiłeś mi że mnie
nigdy nie
zostawisz samej!
- Nie, to ty zostawiłaś mnie samego
odeszłaś
i zapomniałaś o mnie!
Jezu
dziękuje za to, że jestem taka jaka jestem.
Dziękuje za Twoje nogi,
którymi nie mogę chodzić - to Twoje nogi ukrzyżowane.
Dziękuje za Twoje zranione ręce,
które mi dałeś, abym mogła nimi dawać i przytulać chociaż
czasami biją.
Dziękuje za moich
Rodziców,
którzy mnie kochają i przyjęli mnie taką jaka jestem.
Proszę naucz mnie
kochać
ich taką wielką miłością, tak jak Ty kochałeś swoją Matkę.
Dziękuje za Twoje oczy,
którymi mogę widzieć Twoje piękne dzieła stworzone.
Dziękuje za Twoje serce,
którym mogę kochać jak ty kochałeś!
Dziękuje Ci za tyle
kochających ludzi i przyjaciół, których stawiasz
na mojej drodze
życia, żebym mogła
widzieć Ciebie
mojego Ukochanego i coraz bardziej kochała bliźnich.
Mój Ukochany Panie Jezu
pragnę z Tobą zostać na zawsze, proszę Cię jak już będę u kresu mojego
życia, to wyjdź mi na
spotkanie, bo sama się boje,
że wpadnę do wiecznej otchłani.
Wołam do Ciebie i biegnę, tam gdzie
Ty jesteś mój Boże i czekasz na
mnie
w swoim królestwie.
Biegnę ale nie
mogę, bo ciągle upadam: nie mam już
sił,
proszę pomóż mi!
Ty wszystko o mnie wiesz, bo
jestem zapisana w Twojej Wieczystej Księdze
Życia u Twojego Ojca. Idę za Tobą drogą, którą szedłeś,
drogą krzyżową,
bo tą
dojdę do Ciebie. Proszę daj mi Twojego Ducha Świętego, abym mnie
prowadził
drogą prawdziwą do Ciebie!
Na
zakończenie chciałam Ci jeszcze
powiedzieć, żebyś ze mnie zrobił narzędzie,
którym możesz się posłużyć!
„JUŻ NIE JA ŻYJE, LECZ ŻYJE WE MNIE
CHRYSTUS!!!!!!!!!
Twoja Marta. Duszyczka Marta
List do Pana Jezusa
napisany
na rek. oazowych 17.02.1997r.
autor:
Duszyczka Gosia L.
Upaść,
ale umieć się podnieść
Wiemy
dobrze, że Droga Krzyżowa –
której stacje
są we wszystkich świątyniach katolickich świata – przedstawia
nie tylko
dźwiganie Krzyża przez Jezusa, ale także Jego upadki pod ciężarem
krzyża. Są to
stacje: III, VII i IX.
Oczywiście, śmiało można
stwierdzić, że krzyż,
dźwigany przez Jezusa i pierwszych chrześcijan, nie był lekki (w
rozumieniu
tzw. „ciężaru właściwego”). Widzimy to chociażby w
trakcie Misteriów
Męki
Pańskiej, odgrywanych w Wielki Piątek w wielu miastach Polski i świata.
Mężczyźni, odgrywający rolę Pana Jezusa naprawdę bardzo się męczą.
Widać
napięte mięśnie, pot spływa po twarzy, a gdy upadają, krzyż mocno ich
przygniata.
Jezus, wyszydzany i
bity, ma
spocone ciało i
zakrwawioną twarz. Włosy są w nieładzie, przykleiły się do twarzy.
Upada aż
trzy razy, ale wstaje, bo wie, że musi dojść, musi wypełnić wolę Ojca,
wie, że
słowa pisma: „Będą patrzeć na tego, którego
przebili” (Zach 12, 10),
muszą się
spełnić.
Śpiewamy o tym, że
„On
sam w swoim
ciele poniósł
nasze grzechy na drzewo”, czyli umarł za nasze grzechy.
Upadał i
podnosił się,
aby ponieść śmierć za nas wszystkich. Od tamtej chwili zmieniały się
państwa i
ustroje, kraje były (i, o zgrozo, są) targane wojnami i konfliktami. Po
10
kwietnia 2010 r. stało się jasne, że nawet w Polce –
katolickim kraju z
tradycjami – szacunek do Krzyża nie jest sprawą dla
wszystkich
oczywistą. Można
go wydzierać, pluć na niego, domagać się usunięcia z Sejmu, robić jego
podobizny z puszek po piwie „Lech”… O
bezczeszczeniu krzyża pisałam
kilkanaście
miesięcy wcześniej, nie o to mi teraz chodzi.
Jezus upadał pod
Krzyżem, ale za
każdym razem
się podnosił – bo wiedział, że jego misja zbawienia świata
– przez
śmierć –
musi się spełnić. Wiedział też, że trzeciego dnia powstanie z martwych.
I nawet
w chwili, gdy, ukochawszy ludzkość, wywyższony na Krzyżu wołał:
„Boże
mój, Boże
mój, czemuś mnie opuścił?” nie było w tym
pretensji do Ojca – tylko ból
i
prośba, by wziął Go w Swoje ramiona i zaprowadził do Życia.
Tak często upadamy
– pod
ciężarem
spraw bardziej
lub mniej ważnych. Może to być choroba własna lub członka rodziny,
problemy w
pracy lub jej brak, kłopoty finansowe, zdrada małżeńska, niespodziewana
śmierć
bliskiej osoby… Mogą to też być nasze grzechy: alkoholizmu,
narkomanii,
nieczystości cielesnej, kradzież, fałszywe zeznania na policji lub w
sądzie,
uciekanie się do przemocy… Chodzi o to, byśmy nie patrzyli
na grzechy,
jako na
„konieczność”, bez której żyć się nie
da, albo jeszcze inaczej:
„wszyscy
grzeszą, czemu ja muszę być święty?” Chodzi o to, byśmy
– wbrew złu,
które
jest, przede wszystkim, w nas, ale też poza nami – potrafili
się
otrząsnąć i
iść dalej.
Wiem, że przystąpienie
do
Sakramentu Pokuty – to
sprawa ważna, ale też stresująca. „Co powiedzieć? Czy
powiedzieć? To
powiedzieć, a tamto – nie? Czy ksiądz mnie nie wyśmieje? Co
powie? Czy
będzie
zły?” – te i podobne myśli krążą w głowie
niejednego penitenta.
Popatrzmy na
Sakrament Pokuty, jak na spotkanie z Jezusem, w którym
kapłan jest
tylko
pośrednikiem. Owszem, bardzo wiele zależy od spowiednika,
który
powinien
słuchać, co mówi penitent, by później udzielić mu
pouczenia i
wskazówek, że tak
powiem, „na temat”. Wiele osób się nie
spowiada ze strachu – to też
należy
rozumieć. Wielu wciąż nie wierzy w bezwzględną tajemnicę spowiedzi
–
trzeba więc
nagłaśniać, że kapłan po wysłuchaniu spowiedzi zachowuje się tak, jakby
jej nie
było. O tym, co usłyszał na spowiedzi, nie mówi nikomu,
nawet w sądzie.
Jeżeli
wie, kto zabił i zabójcę zna, może jedynie nakłonić go do
złożenia
zeznań,
natomiast sam nigdy nie zdradza tajemnicy. To samo dotyczy sprawy
kradzieży,
zdrady, oszustwa… Sakrament Pokuty oczyszcza i uwalnia,
pomaga się
podnieść po
upadku.
Inna sprawa –
to upadki
na duchu –
czyli brak
wiary, zaufania, nadziei, miłości. Wielu ludzi zapewne myśli, że
istniejący
kryzys nigdy się nie skończy, że nigdy nie znajdą pracy, nigdy nie
opuszczą
szpitalnego łóżka, nigdy nie wyjdą za mąż czy się nie
ożenią, nigdy nie
będą
mieć piątki z pracy magisterskiej… Takich ludzi należy
wspierać,
pomagać, dawać
nadzieję… Działać należy w myśl przysłowia: „W
Bogu nadzieję pokładaj,
ale sam
się przykładaj”. Trzeba wierzyć, że Pan Bóg nie
jest po to, by robić
cokolwiek
ZAMIAST nas, tylko po to, by nas wspierać. Wiadomo nie od dziś, że
Bóg
przemawia przez innych. Trzeba więc pomóc przyjacielowi w
poszukiwaniu
pracy
według chęci i umiejętności. Dać nadzieję, że ten, który
leży w łóżku
po
amputacji nogi i patrzy w sufit, będzie żył – i nawet na
wózku
inwalidzkim jest
niepowtarzalny, ważny dla Boga i ludzi. Tym, którzy szukają
„drugiej
połowy”,
trzeba pomóc w ułożeniu anonsu na stronie katolickiej dla
samotnych, a
tym,
którzy „walczą” z pracą magisterską
– pomóc, sprawdzając tekst i
analizując
błędy. Ci którym pomożemy, odzyskają swoją wiarę w ludzi
– w
konsekwencji,
umocni się ich wiara w Boga – w to, że pomaga
wstać…
Dziś tylko sataniści
marzą o tym,
by chrześcijan
wrzucać do lwów. Dla innych – nawet niechrześcijan
– Chrystus jest tym,
który
przez swoje dźwiganie Krzyża, upadki i powstawania, wszedł na Golgotę,
umarł za
grzechy świata, a trzeciego dnia zmartwychwstał. W naszym życiu często
jest
tak, że wiele spraw się nie udaje, „idzie jak po
grudzie”, nie możemy
sobie
poradzić. Ważne, by był przy nas ktoś, kto pocieszy, ale też sami
powinniśmy
być pocieszycielami. Nie wyśmiewać, tylko wspierać – słowem,
czynem,
modlitwą,
jakąś sumą pieniędzy – np. z 1% podatku od osób
fizycznych. Nie
wyśmiewajmy też
nikogo, kto popełnia błąd, nie może sobie poradzić z problemami,
grzeszy… Widzieć
Boga w drugim człowieku – to sprawa trudna, ale możliwa. Nie
chodzi
więc o to,
by szydzić, jak Żydzi z Jezusa: „Innych wybawił, siebie nie
może
wybawić”, ale
o to, by pomóc w nawróceniu – dobrym
słowem, modlitwą, podsunąć dobrą
książkę
na temat Sakramentu Pokuty, poradzić dobrego spowiednika…
Wszystkim Czytelnikom
życzę nadziei
i wiary w
to, że warto zaczynać od nowa, a „kochać – to
znaczy powstawać”.
Duszyczka
Irenka
autor:
Duszyczka Gosia
L.
ZA PRZYKŁADEM ŚW.
WERONIKI OCIERAM TWARZ POTRZEBUJĄCYM
Widzę
kobietę w podeszłym wieku, chodzi po parku z trudem o kulach,
podnosi z ziemi puszkę, wkłada do reklamówki - co zrobię -
udam, że nie
widzę, przejdę obojętnie, czy może odmówię sobie czegoś i
dam jej
niewielką kwotę, dla mnie niewielką, dla niej olbrzymią.
Widzę
sąsiada z bloku, jest zaniedbany, zawsze czuję alkohol, w jego
twarzy złość - co zrobię - będę niezadowolona, że znowu muszę z nim
jechać windą, pójdę powoli by wcześniej pojechał a może
pomodlę się za
niego, spróbuję porozmawiać, opowiedzieć mu o Bogu - bo z
pewnością Go
nie zna skoro tkwi w nałogu. Oczywiście najwygodniej nie widzieć i nie
wtrącać się, ale nie zapomnę jego oczu teraz, gdy nie pije i szuka
Boga...
Widzę
koleżankę, tyle w niej urazów i złości do całego świata,
każdy
dzień zaczyna od obmowy innych - co zrobię - przytaknę, puszczę mimo
uszu - to droga prosta, niekłopotliwa, a może pójdę pod prąd
napiszę do
niej list, wytłumaczę, że nie ma w niej miłości....dam jej, przeczyta w
domu, będzie na mnie wściekła, jakim prawem ją pouczam, ale.....
zmienia się, coś zrozumiała.
Codziennie
dokonuję wyborów, pytanie tylko, czy idę wygodnie przez
życie, czy może jednak pod prąd, za to z wielką radością w sercu, że
komuś otarłam twarz jak św. Weronika Jezusowi.
Maria
autor: Duszyczka Gosia L.
Pomoc
innym, ludziom i Bogu to najważniejsze, bo w pomocy istnieje miłość.
Miłość to
służenie bez
słów. Kto działa na rzecz ludzi, służy Bogu.
Tego nie da
się
rozłączyć, tak jak miłości Boga i bliźniego.
Boże, Jezu
Chryste, jak
to łatwo powiedzieć, ale trudno spełnić na co dzień!
Jednak to
Caritas -
miłosierdzie jest niezwykle ważne i piękne.
***
Przez potknięcia i upadki uczymy sie pokory. Dobrze, gdy
mówimy Boże
przebacz, pomóż, ratuj.
Jestem u spowiedzi, ale po pewnym czasie znów upadam.
Sakrament pokuty,
spowiedzi…
Jakiż to niezwykły Boży dar dla nas ludzi, dla wszystkich,
którzy wciąż
upadają. Jezu dzięki Ci za spowiedź.
Nie wiem kim bym był bez spowiedzi. Zapewne bym taplał się w błocie i
pyle
grzechu.
***
"Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych Mnie samemu
uczyniliście (Mt 26,45)
Chrześcijanie autentycznie rozumieją ten tekst i starają się sie
ocierać spocone oblicze Jezusa
tym samym każdemu bolejącemu czlowiekowi. Kazdy z prawdziwych
chrześcijan chciałby
być jak Weronika i za dobre uczynki otrzymywać jakąś pamiątkę,
wizerunek-fotografie.
Najpiękniejszą i najprawdziwszą Bożą pamiątką jest łaska
uświęcająca-łaska zbawienia.
Jezu daj
mi być jak Weronika…
***
Dobrze, że Maryja,
Matka czuwa przy Jezusie w tej najtrudniejszej chwili.
Maryja nsza Matka jest zawsze przy nas, a zwłaszcza w chorobie, w
cierpieniu, w starości i w godzinie śmierci.
Dopiero wtedy kiedy już nikt nam nie może pomóc, gdy wszyscy
nas
opuszczą,
to jest Ona, niewiasta, matka z najlepszym swoim słowem,
najczulszym spojrzeniem i z otwartym sercem.
Dzięki Ci Maryjo za ciągłą obecność w całym moim życiu.
Duszek Mikołaj
„Moja
droga z Jezusem”
Moja droga z Jezusem – trwa od samego
początku
– czyli od dzieciństwa. Pomimo własnej słabości i
niedoskonałości, ran, bólu i cierpień Mu zadanych czuję Jego
obecność bardzo blisko. Wiem jak bardzo mnie kocha bo pokazuje mi to
każdego dnia. Jest i był ze mną we wszystkich etapach mojego życia
– towarzyszy mi – to tylko ja byłam czasami
„ślepa” i udawałam, że Go nie widzę, a On stał
zawsze obok.
O wiele łagodniej mogłam przejść przez wiele trudnych chwil, ponieważ
wiedziałam, że mogę nieść je razem z Nim, nie jestem sama - jak lżej,
gdy Pan Jezus pomaga. Choć czasem było bardzo trudno, czułam się źle,
smutna, niezrozumiana, poniżana – wtedy stawiał przede mną
cudownych ludzi – Aniołów – nie zostawił
samej sobie
– i stawia cały czas. Jestem dzięki Niemu potrzebna i
kochana.
Życie ma sens tylko wtedy, gdy idziemy przez nie z Chrystusem, razem,
krok w krok... Tylko wtedy możemy tak naprawdę być szczęśliwi i to
szczęście zaszczepiać w sercach innych napotkanych ludzi, dzielić się
nim. Dziękuję Mu za radość, którą wlał w moje serce,
spokój, dobrych ludzi, gdy po wielu cierpieniach przyszło
ukojenie. Dziękuję także za wszystkie bóle i cierpienia
–
przez nie mogłam zbliżyć się do Jezusa. Dziękuję za dar przebaczenia i
dar modlitwy za innych. Trzeba cieszyć się i radować każdym dniem,
każdą chwilą – bo jest ona nam dana – ale też w
radości nie
zapominać nigdy o bólu i cierpieniu. Pan Jezus jest zawsze
obok...
mała
duszka
WERONIKO!
Weroniko, Weroniko, gdzie ty jesteś?!
Gdzie zniknęłaś mi sprzed oczu w tym szarym, ciężkim dniu?
Widziałam niedawno twą drobną postać
Przemykającą śmiało wśród rozwrzeszczanego tłumu
gapiów.
Potem znowu dostrzegłam twoją rękę
Ocierającą chustą Twarz jakiegoś Skazańca,
Który z drewnianą belką na rozkrzyżowanych Ramionach,
Szedł ku wzgórzu śmierci popychany brutalnie przez
żołdaków.
Powiedz, czy nie bałaś się wejść, taka prosta i bezbronna,
Pomiędzy ich brutalność, a Jego bezradność?
Po co narażałaś się na śmiechy i drwiny gawiedzi
Wiedząc, że Jemu niewiele już pomożesz,
A sobie możesz tylko zaszkodzić?
Czy był to nagły odruch twojego współczującego serca,
Czy może świadoma decyzja, że pójdziesz tam, mimo wszystko?
A ja, patrząc dziś na Dar, jaki wtedy otrzymałaś
- Odbicie Świętego Oblicza na twojej chuście –
Chciałabym razem z tobą iść i ocierać ludzkie zranione
twarze…
Elżbieta
Boduch